Wyborna uczta kulturalna

„Zdaje mi się, że go widzę
Widzisz?
Tak – oczyma duszy mojej”

Już od dawna marzyłam o prawdziwej uczcie kulturalnej w teatrze. Takiej uczcie w klasycznym wydaniu, na którą składałby się ponadczasowy tekst, doskonała gra aktorska, dobrze dobrane kostiumy oraz interesująca scenografia. I co ważne. Podczas takiej uczty zabronione będą: kostiumy i muzyka niedopasowane do epoki, sztucznie przekształcone dialogi, wymiksowanie form i sztuk, golizna, pojawiająca się zupełnie bez powodu oraz inne udziwnienia mające na celu przypodobanie się za wszelką cenę, żądnemu atrakcji widzowi. Czy taka uczta kulturalna jest jeszcze możliwa we współczesnym tetrze?

Jak wystawić klasyczną sztukę na deskach teatru, w którym dominuje trend „łatwo, prosto i przyjemnie”, a widz oczekuje niewyszukanej rozrywki za cenę biletu do kina?

Przez długi czas, po kilku rozczarowaniach, jakie przeżyłam siedząc na teatralnej widowni, zobaczyłam coś, co mogę nazwać mistrzostwem na tle innych sztuk, jakie są obecnie grywane w krakowskich teatrach.

Mówię o „Hamlecie” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, który wystawiany jest na deskach Teatru STU. Konfrontacja z ponadczasowym tekstem wybitnego dramaturga wymaga nie lada odwagi, ale również koncepcji, bo przecież od tego zależy powodzenie spektaklu. A Jasiński miał na „Hamleta” naprawdę bardzo dobry pomysł. Wykorzystał potencjał młodych aktorów, których, szeptały w przerwach spektaklu licealistki, możemy oglądać w popularnych serialach. Świeżo upieczeni absolwenci szkół aktorskich spisali się wybornie. Krzysztof Kwiatkowski w roli tytułowej oraz Dorota Kuduk, jako Ofelia tworzą zjawiskową parę przeciwieństw; Wojciech Peszek – trzeźwo patrzący na świat, opanowany Horacy; zawadiacka para przyjaciół, zawsze skłonna do frywolności i żartów – Marcin Zacharzewski, jako Rosencrantz  oraz Amin Bensalem, jako Gildenstern; dynamiczny i emocjonalny Michał Meyer w roli Laertesa i Michał Mikołajczyk jako Fortynbras. Obsada imponująca, nie tylko swą liczebnością, ale przede wszystkim kunsztem gry aktorskiej.

Na uwagę zasługują również bardziej doświadczeni aktorzy: Beata Rybotycka oraz Grzegorz Gzyl, który tworzą karykaturalną królewską parę (Gertruda i Kladiusz). Zaskakująca jest Gertruda w interpretacji Rybotyckiej, która przechodzi wyraźną transformację. Początkowo silna i władcza, miotana emocjami, wyrzutami sumienia, staje się pod koniec sztuki nadużywającą alkoholu, słabą kobietą z obłędem w oczach. Pa raz pierwszy widziałam również Klaudiusza, jako ucieleśnienie słabeusza i pijaka tresującego szczury, budzącego współczucie grzesznika, będące jedynie cieniem królewskiej siły i władzy.

Hamlet jest przeciwieństwem królewskiej pary. Od początku męski i władczy. Owszem, targany silnie skrajnymi emocjami, ale bez egzaltacji, planuje skrupulatnie plan zemsty, by sprawiedliwości stało się zadość. Jest dominujący, to pokazuje w naznaczonych brutalnością scenach z kobietami – Gertrudą i Ofelią. Jest mężczyzną świadomym siebie, swoich praw i racji, jest przekonany o słuszności swojego postępowania. Krzysztof Kwiatkowski czuje się świetnie w roli tytułowego bohatera. Z lekkością odgrywa cały wachlarz uczuć, jakie targają młodym księciem Danii. Jest doprawdy autentyczny i budzi respekt.

Całość iście kunsztownej gry aktorskiej, szczegółowo opracowanej scenografii i kostiumów, dopełniają efekty, rodem z filmu: biegające po scenie tresowane szczury, zwodzony most, deszcz, oraz imponująca sadzawka z wodospadem i grającymi bajecznie na tafli wody, światłami. Mistrzostwo wykonania scenografii ujawnia się w zapierającej dech scenie samobójstwa Ofelii.

Spektakl został przygotowany na 46-lecie Teatru. Mogę ze spokojem powiedzieć, że rocznicę okraszono wyborną kulturalną ucztą. Spektakl trzeba zobaczyć. Bez żadnych wymówek.

Magdalena Skowrońska
Kulturatka.pl
27 kwietnia 2014

Newsletter

Bądź na bieżąco

Dołącz do newslettera Teatru STU i nie przegap żadnej premiery